LEK NA CAŁE ZŁO:)
Wczoraj pisałam , że jadę do przyjaciółki , która mieszka pod lasem, poprawić samopoczucie , i faktycznie znów , choć nie wiem jak ona to robi : ), wróciłam do domu zupełnie inna, nawet jak milczymy to człowiekowi jakoś tak inaczej na duszy...wracam zdrowa....Rozumiecie? - nie muszę z nią gadać jak z innymi "przyjaciółkami " , o jakiś bzdetach , nowych butach , czy innych głupotach....wystarczy ,że jest , a jest naprawdę inna , jedyna taka:), ale ciii , bo obrośnie mi jeszcze w piórka...hihihi
Z tego wyjazdu przywiozłam Wam kochane zdjęcia, i pyszne soczyste kosztele , mniam:)
Grzybki , choć niejadalne wyglądają cudnie:)A to , cóż po prostu drzewo rosnące do góry nogami:)
Chmury wczoraj zachwycały swym pięknem , jak z obrazów...
Mruczuś...
A oto i ona , mój lek na wszystko:) -Kasia
Jabłka , pewnie bym zerwała sama , ale wybrałam się w nieodpowiednich butach, hihi
Mam nadzieję , że nie zanudziłam , choć wiem , że przegięłam ze zdjęciami :) , ale musiałam się podzielić wrażeniami... W przyszłym tygodniu , znów pojadę , podleczyć duszę ...Podobno ma być słonecznie i ciepło jak na jesień, zobaczymy , dziękuję za odwiedziny i komentarze , które także sprawiają mi wielką przyjemność...
Miłego weekendu Wam życzę i takiego kogoś jak moja Kasia :)